Wiatr delikatnie ustał więc przecinamy Kanał Angielski ponownie. Tym razem celujemy na Calais. Docieramy na miejsce po kilku godzinach żeglugi we mgle. (nawigacja na tym akwenie we mgle to nie pikuś, ledwie uniknęliśmy kontaktu z szybkim katamaranem) Po wpłynięciu do portu dowiadujemy się, że zamknięty jest most i trzeba poczekać parę godzin na boi. Mi to nawet pasuje, postanowiłem obejrzeć panoramę z topu masztu. Po kilku chwilach robiłem już fotki z samego czubka:) Wypaliliśmy po cygarku i most się przed nami otworzył. Pierwsze co dało się zauważyć w mieście to niesamowity porządek (aż raziło), ogólnie przyjemne miasteczko. Po krótkiej rozmowie z tubylcem trafiamy do knajpy na piwko i żarełko. I tu znów przekonujemy się, że regionalne piwo pije się w ciemno raczej w Polsce. Rano wypadamy do Dunkierki.